środa, 31 lipca 2013

CHAPTER 1

Wszystkie wyjaśnienia oznaczane będą gwiazdkami w rozdziale a pod koniec wyjaśniane ;D

FAYE POV*
No i znowu ten nie znośny dźwięk budzika, który wyłączam po omacku i położyłam się na plecach, starając się by moje powieki nie zamknęły się z powrotem.
Nienawidziłam poranków, szczególnie tych w dniach szkolnych, lecz trzeba było wstać. Podniosłam się z łóżka i pierwsze co zrobiłam  to powędrowałam do kuchni przygotowując w ekspresie kawę. Wyciągnęłam z szafki płatki śniadaniowe z ptasim mleczkiem**wsypując je do miski i zalewając mlekiem. Powędrowałam do łazienki wykonując poranne czynności, a następnie przeszłam do pokoju po swój ohydny granatowo-kremowy szkolny mundurek, który zakładaliśmy tylko na uroczyste okazje, gdyż mogliśmy się ubierać dowolnie ale nie przesadnie. Dzisiejszą okazją był bal wiosenny związany z najbliższymi egzaminami ostatniego roku szkoły średniej. Na bal się nie wybierałam lecz z moją przyjaciółką Choonie jechałyśmy na drobne zakupy. Spojrzałam na okno na drzewo, które niecałe półtora tygodnia temu spłonęło lecz nie skupiłam na nim długo wzroku, kierując oczy na lusterko. Zwinnie upięłam włosy w kok i umalowałam delikatnie tuszem rzęsy. Zeszłam do kuchni i zjadłam swoje przesiąknięte już mlekiem płatki oraz wypiłam kawę. Usłyszałam  że za oknem zatrąbiła w samochodzie Choonie, więc pobiegłam po torebkę i w biegu założyłam sandałki od Miu Miu. Wsiadłam do samochodu, gdzie widziałam jak moja przyjaciółka bawiła sie swoją szczęśliwą bransoletką.
-Hej- zawołała dając mi a ja jej przyjacielskiego buziaka w policzek na powitanie.- szybka jesteś.
-Hej. Tak wiem
    Przez drogę rozmawiałyśmy co działo się wczoraj po powrocie ze szkoły u nas w domu i co robiłyśmy, gdyż wczoraj był poniedziałek. Za niecałe 10 minut byłyśmy już w szkole i poszłyśmy na lekcje, które szybko zleciały bo było ich tylko trzy, a następnie był apel. Wyszłyśmy z niego w połowie jego trwania i pojechałyśmy się przebrać.
       O godzinie 14 wyjechałam swoim harleyem po Choonie, którą odebrałam ulicę od mojego domu. Pojechałyśmy prosto do centrum handlowego aby mogła sobie zamówić potrzebne jej  do malowania farby i konserwatory, które w naszym małym miasteczku nie były dostępne.
Kiedy złożyła zamówienie, postanowiłyśmy wracać, lecz musiałyśmy coś zjeść bo ani ja ani ona nie jadłyśmy obiadu obydwie z lenistwa. Wybrałyśmy się więc w drodze powrotnej z obrzeży Dallas do knajpy o nazwie " Blue Startruck" znajdującej się w połowie drogi powrotnej.
Jedli w niej głównie ludzie wracający z pracy lub podróżni obojętnie w która stronę i z jakim celem. Zamówiłyśmy obydwie sałatki śródziemnomorskie bo  tylko te wydawały się nam zjadliwe oraz po kawie latte. Nasza konsumpcja upływała miło na rozmowie na temat ciuchów i ostatnich dziełach Choonie (głównie obrazach). 
 Kiedy skończyłyśmy jeść ustaliłyśmy, że pójdę odpalić motor a ona zapłaci. W drodze do motoru zobaczyłam dwóch na oko dojrzałych chłopców stojących przy nim i przyglądającym mu się z każdej strony. Obydwaj byli szatynami, do których miałam zresztą słabość, ubrani w ciemne jeansy i kurtki skórzane, jeden w zapinaną na zatrzaski a drugi na zamek po prawej stronie klatki piersiowej.
   Podeszłam do nich.
-Coś nie tak w moim motorze- wyrzuciłam z siebie.
Obaj podnieśli głowy i jak się nie myliłam obaj mieli piękne kolory oczu. Jeden ciemno, głęboko brązowe a drugi szaro-migdałowo- brązowe.
-Tak tylko patrzymy- odparł jeden z nich, ten o ciemniejszych oczach.
-Okej- powiedziałam nie bardzo wiedząc co mu odpowiedzieć.
-Wybacz spodziewaliśmy się jakiegoś faceta jako właściciela tego harleya, bez urazy- powiedział drugi z uśmiechem na twarzy.- a tak przy okazji jestem Ryan a to jest Logan- wskazał na swojego kolegę, którego twarz wydawała się obojętna choć dla mnie bardzo pociągająca.
-Jestem Faye.
Logan przechylił lekko na bok głowę i delikatnie uśmiechnął.
-Interesujące imię- powiedział w dosyć tajemniczy sposób- i musimy już zresztą iść, ale nie martw się spotkasz nas jeszcze na pewno.
Mówiąc to dosyć zagadkowo a przy tym intrygująco pociągnął Ryana za kurtkę i powędrowali do knajpy, z której właśnie wychodziła Choonie. Mój wzrok jednak spoczął na facecie stojącym koło starego cadilaca. Był wysokim blondynem, miał tatuaże na rękach, a ubrany był w szary podkoszulek i ciemne podarte jeansy. Na nogach miał glany a z kieszeni spodni wystawał mu walter***. Zastanawiało mnie dlaczego go nie ukrył w biały dzień. Patrzył się na mnie swoim lodowatym, bez wyrazu  wzrokiem. 
-Jedziemy?- zapytała swoim dźwięcznym głosem Choonie wyrywając mnie z odrętwienia.
-Tak- odpowiedziałam po czym obie założyłyśmy kaski, wsiadając na motor i ruszając w stronę domu. 
Odwiozłam moją przyjaciółkę i zaparkowałam w moim garażu motor w miejscu, gdzie niedawno stał mini van mojego ojca. Wzięłam relaksującą kąpiel zastanawiając się o co chodziło temu całemu Loganowi i czemu dziwnie na mnie patrzył ten facet z bronią wystającą z kieszeni. Sprawdziłam skrzynkę mailową i poinformowałam mamę sms`em, że jestem już w domu, gdyż miała dzisiaj akurat nocną zmianę.
Następnie ułożyłam się wygodnie na łóżku, założyłam słuchawki włączając kawałek Evanescene- Going Under. Zamknęłam powieki słuchając piosenki lecz już przy drugiej zwrotce zmorzył mnie głeboki sen


Wyjaśnienia
*POV- skrót od Point of View czyli punkt widzenia 
**- Płatki śniadaniowe z ptasim mleckziem- typowe płatki śniadaniowe spożywane np. w Ameryce. Nie ma ich w polsce
*** Walter- niemiecki pistolet samopowtarzalny, produkowany  na licencji w Polsce.

sobota, 27 lipca 2013

PROLOG

Przebudziła się nagle słysząc jak grube krople deszczu gwałtownie zaczęły uderzać o okno. Spojrzała na nie odsuwając kołdrę która zaszeleściła cicho, podeszła do niego i usiadła w jego wnęce. Przez krótką chwilę przyglądała się wyłącznie kroplom wody spływającym po szybie. Dopiero później spojrzała dalej na ogromne drzewo znajdujące się  prawie kilometr od jej domu na łące. Uważała że to właśnie drzewo symbolizuje jej rodzinę. Kiedyś miało ono piękne brzoskwiniowo-  różowe kwiaty, które zrywała mając cztery lata razem z tatą, który trzymał ją na ramionach i zanosiła je swojej mamie.Niedługo po tym jej starszy brat Alex miał wypadek na swoim harleyu i zmarł a drzewo kwitnąć.Długo się nie mogła po tym pozbierać ale kazała zachować rodzicom jego motor, na którym nauczyła się jeździć i z niego często korzysta. Trochę jak rok wcześniej  dowiedziała się, że jej rodzice się rozwodzą a drzewo uschło i zostały z niego tylko suche gałęzie, na których często przesiadują czarne jak węgiel kruki.
     Zobaczyła na horyzoncie jak piorun, którego linie rozchodziły się w trzy gałęzie a grzmot był dosyć głośny. Stwierdzając że nie zaśnie bo burza była za  głośna i zbyt blisko jej domu, więc postanowiła że popatrzy na nią przez okno. Krople deszczu zaczynały być coraz grubsze i uderzały coraz mocniej o ziemie i szyby tworząc fascynujący dla niej dźwięk, w który wsłuchiwała się wpatrując w drzewo. Nagle uderzył w nie piorun a dźwięk grzmotu  był o trzy punkty w skali wyższy niż poprzedni.Zobaczyła jak całe ono staje w wielkich ognistoczerwonych płomieniach, które w krótkim momencie przygasły deszczem, którego krople były coraz bardziej mokre.
Wkrótce nie zostały z nich nic poza resztkami nie spalonego drewna, którego na szczęście zapach się nie rozchodził dzięki pogodzie. Dziewczyna wpatrując się w ten obraz swoimi migdałowo-brązowymi oczami, pomyślała, że właśnie się rozpoczął nowy rozdział w jej życiu. W jej głowie tworzyło się samoistnie słowa : "ten ogień pobudził we mnie coś co może zmienić wszystko i stać się moim nowym symbolem przewodnim życia. Zaczynam nowe życie. I tak wszystko zmienia się dzięki wodzie i ogniu..."

Wiem, że kiepski prolog ale najczęściej w książkach tego nie czytam xD