piątek, 30 sierpnia 2013

CHAPTER V

Informacja od autorki- Logan nie jest znany jak zauważyliście i  w moim opowiadaniu jest młodszy bo ma w nim niecałe 19 lat. ;)

LOGAN POV
Przysłuchiwałem się temu jak kłóciła się z przyjaciółką  i chyba to było coś rzadkiego u nich choć mnie ot nieźle bawiło. Dalej ją obejmowałem.
-Tyyyyyy.-wycedziła przez zęby Faye co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
-No co? Trzeba Ci maleńka trochę uatrakcyjnić życie.- rzuciłem.
Zrzuciła nerwowo moją rękę z jej ramienia w końcu i zamachnęła się próbując wymierzyć mi policzek, lecz byłem na tyle zwinny by w ostatniej chwili go uniknąć.
-Jesteś pieprzonym kłamcą i w dodatku chcesz czegoś niemożliwego ode mnie- wykrzyczała próbując mnie bić po klatce piersiowej, lecz złapałem za jej obie dłonie. Próbowała je wyrwać a wyglądała przy tym jak jakaś lwica.
Nie wytrzymałem i zacząłem się po prostu śmiać. Doskonale widziałem jak w niej narasta irytacja i wściekłość. A ja po prostu się z tego śmiałem.
-Puszczaj mnie- wydarła mi się prosto w twarz.
-Okej, okej- rzuciłem puszczając jej nadgarstki które zaczęła na przemian dotykać i krzywiąc się z bólu.
-Za kogo ty się w ogóle masz, ze przychodzisz, przyjeżdzasz czy tam.. nieważne zresztą, że myślisz że Ciebie posłucham.-wycedziła przez zęby.
-Mam się za kogo mam, ale chce, żebyś mi zaufała.
-Fajnie budujesz to zaufania- rzuciła cofając się.
Tak to była celna uwaga z jej strony bo miała racje, lecz to nie była moja tak naprawdę wina tylko Jacoba, który zawsze musiał zmuszać mnie czy Ryana do wykonywania brudnej roboty. Nienawidziłem tego i szczerze to nie rozumiałem o co mu tak naprawdę nawet teraz chodzi. Boże jest jakis gang, który grasuje w Dallas ale nie tutaj. Zresztą nie teraz powinienem o tym myśleć, a dopiero jak wrócę do swojego domu lub pojadę do domu naszego gangu, a raczej paczki bo gangiem tego zbiorowiska nazwać nie można.

-Posłuchaj, przepraszam za to- zacząłem mówić
-Jak chcesz przeprosić to powiedź mojej najlepszej przyjaciółce że to co mówiłeś to nieprawda- przerwała mi.
-Okej zrobię to, ale nie dzisiaj.
-Czemu?- wbiła we mnie swoje migdałowo-brązowe oczy, w których dostrzegłem jakby miały jakieś kryształki w sobie.
-Bo muszę Ci wyjaśnić kilka spraw na temat gangu, ale sądzę, że to miejsce nie jest do tego odpowiednie.
-Więc co proponujesz?- przechyliła głowę, lecz tym razem jej wzrok patrzył na nadgarstki, które z barwy mocno bordowej stawały się powoli różowe.
-Jakieś ustronne miejsce, w którym nie kręci się wiele ludzi i nikt nie proszony nie wysłucha tego.
-Hmmm..- widać było, że jest skupiona na myśleniu o takim właśnie miejscu.- myślę, że opuszczony domek pana Borla się do tego nada.
W odpowiedzi skinąłem jej głową i poszliśmy do niego, a raczej jego pozostałości bo jakimś pożarze...

JACOB POV
Minęły prawie cztery godziny odkąd Logan wypadł z mojego domu. Gdzie ten dzieciak się podziewał? Chodziłem to w jedną to w drugą stronę czując wzrok reszty osób, która jednak nie wyszła tak jak on. Tylko Cole szperał swoim Mac Booku próbując zapewne włamać się do któregoś z członka tego gangu sieci.Na jego twarzy pojawił się uśmiech, więc udało mu się w końcu. Tak i teraz ciekawe co wyczyta. Obawiam się, że będzie zaskoczony tym co tam znajdzie. No cóż wiedziałem na ich temat dosyć sporo bo chcieli mnie ten zwerbować ale grzecznie odmówiłem....
Twarz Cole nagle spurpurowiała. Wraz z Ryan`em i Daisy zbliżyliśmy się do niego.
- O boże...- powiedział przerażony- ... wplątaliśmy się w coś z czego nie możemy wyjść żywi.
Zapanowało milczenie. Słuchać było jedynie ruch wskazówek mojego dosyć zabytkowego zegara znajdującego siena korytarzu w pomieszczeniu obok. Wziąłem głęboki wdech i wydech. Musiałem im powiedzieć to co wiem, choć żałowałem że Logan tego nie uslyszy.
-.... posluchajcie, doskonale wiem co jest grane i to jest nie tylko straszne ale i niebezpieczne i możecie po tym co powiem odejść z tej grupy  i zostane w niej tylko ja, Cole i Logan..
-Czemu Logan?- rzuciła nieco pryskliwie Daisy.
-Po Logan już w tym siedzi choć jest tego nieświadomy.
-Dobra o co chodzi?- wywróciła ona oczami.
- Zacznijmy od postaw. Prowadzeniem tego gangu zajmują się bracia Monroe, którzy są w bardzo rozbieżnym wieku. Jest ich trzech i pochodzą częściowo ze Szwecji, lecz nie są z krwi i kości Szwedami ani nie mają tylko takich korzeni.. Najstarszy z nich musiał uciekać z tego kraju ponieważ był podejrzany o trafficking* na tamtym terenie.Przyjechał do Stanów i po tym jak znalazł pracę w jakieś małej firmie meblarskiej i zarobił trochę pieniędzy ściągnął swoich dwóch braci do siebie. Przez jakiś czas pracowali, lecz zaczęli mieć czarne interesy. Posiadali gdzieś małą plantacje marihuany, którą potrafili doskonale zatuszować a teraz jest to ogromny interes ich w wielu częściach kraju, dlatego ma dużo członków w gangu. To jednak nie wszystko. Wkrótce po hodowaniu konopi indyjskich, wzięli się także za amfetaminę oraz nielegalne posiadanie broni i produkcji pocisków do niej. Niestety nie wiem gdzie to wszystko się mieści w Dallas i na jego obrzeżach ale są tak niebezpieczni, że potrafią wroga zlikwidować w drastyczne sposoby. Albo też rodzina ofiary może nigdy nie znaleźć ciała albo znaleźć tak zmasakrowane, że nie poznają człowieka początkowo, a w ich psychice pozostaje okropny i przerażający obraz. W dodatku prowadzą ten gang motorowy z harleyami i z jednego boku czerwonym smokiem jako cholernym znakiem rozpoznawczym. A każdy członek tego gangu jest uważnie szkolony i pilnowany w swoich poczynaniach a zemsta z ich strony jest okrutna i bolesna z tego co doniosły mnie słuchy.
-Więc jednym słowem jesteśmy udupieni?- odezwał się Ryan, który pobladł.
-Tak, dlatego powiedziałem, że możecie odejść.
- Ale Logan będzie musiał zostać bo ratuje tą dziewczynę, tak?- zapytał ponownie.
-Tak.
-To ja się wycofuje z tego- powiedziała cholernie przestraszona Daisy.- Nie wiem jak wy.
-Ja zostaje- powiedzial Cole.
-I ja też- rzucił Ryan- nie zostawię najlepszego przyjaciela samego w tym.
Mój wzrok w tym momencie spoczął na Daisy, której twarz się nachmurzyła i bardzo łatwo z jej mimiki można było odczytać, że się waha czy nie zostać jednak po słowach Ryana.
-A kiedy Logan się o tym wszystkim dowie?- rzuciła po dłuższej ciszy.
-Jak tylko wróci.
-Lepiej jednak zostanę z wami- powiedziała siadając w fotel, na ktorym najcześciej ja przesiadywałem.
-Ale jest jeszcze jedna sprawa... Najlepiej jakbyśmy zamieszkali w jednym domu dla bezpieczeństwa naszego i naszych rodzin....


LOGAN POV

Wyjaśniłem wszystko Faye z szczegółami o których wiedziałem jedynie, choć wiedziałem, że to jest może z jedna piąta tej układanki, ale poznam ją lepiej w najbliższym czasie. Obserwowałem jak jej twarz podczas mojego monologu raz pochmurnieje, a raz jej kąciki ust się unoszą lekko ku górze, lecz bardziej była przestraszona i zaskoczona niż szczęśliwa z powodu tego co jej opowiadałem.
Staliśmy przez kilka dobrych minut w ciszy patrząc się w stare, zniszczone i nieco zgrzybiałe ściany, które szczerze mówiąc mogły runąć w każdej chwili i nas albo zabić albo też zranić.
Czekałem cierpliwie aż Faye przetrawi wszystkie informacje i zrozumie powagę sytuacji. Widziałem, że miała właśnie coś powiedzieć, ponieważ wzięła głęboki oddech, lecz strzał jakby z pistoletu zakłócił jej to...


Wyjaśnienia:
Trafficking- handel ludźmi, częściej występujący na kobietach, które zmuszane są do prostytucji. dosyć popularne w Skandynawii
________________________________________________________________________
To na tym koniec tego rozdziału.
Jak wam się podobał.. Piszcie w komentarzach i dodawajcie do obserwowanych jeżeli podoba wam się fabuła mojej pracy.
Mam nadzieje, że was to wciąga.

niedziela, 25 sierpnia 2013

CHAPTER IV


FAYE POV
Po śmierci mojego brata  kilka razy w roku miewałam ten sam sen choć od tego czasu minął długi czas. Zawsze był to ten sam obraz. " Znajdowałam się na poboczu niedaleko  lasu.Była mglista pogoda przy zachodzie słońca. Ruchu nie było żadnego. Nagle z lasu wyjeżdżał motor którego kierowcą był mój brat.Powoli zbliżał się w moją stronę. Będąc jakieś 300 metrów ode mnie rozlegał się strzał pistoletu."  i zawsze wtedy się budziłam.
Tego wieczoru nie zasnęłam jednak szybko bo miałam niecodzienną wizytę. Kiedy jednak zasnęłam zaczął mi się śnić właśnie ten sen, lecz po strzale nie obudziłam się jak to zwykle robiłam. Motor dalej jechał i wtedy właśnie z naprzeciwka nadjechał czarny metaliczny jeep który wjechał w mojego brata. Nagle z lasu wyjechał identyczny motor i zatrzymał się kolo jeepa i usłyszałam słowa "dobra robota"...
Obudziłam się czując wymierzony mi policzek. Osoba która go wymierzyła była moja mama i najwyraźniej wróciła już z nocnego dyżuru a ja musiałam coś przez sen mówić czy tez krzyczeć.
-Skarbie co się dzieje? Co Ci się śniło? I czemu spisz na kanapie? - zapytała mnie a jej twarz  wyglądała na zatroskaną.
- Nic takiego - rzuciłam wstając- zły sen po prostu.
- Faye!
- To nic takiego, zresztą i tak masz to w nosie.
Powiedziałam. nie czekając na odpowiedź powędrowałam do pokoju. Przebrałam się. Rozczesałam swoje włosy i już miałam je upinać w koka kiedy mój laptop zadźwięczał informując mnie o nowym mailu. Usiadłam przy biurku i go otworzyłam. Był od Choonie:
"Dzisiaj  w parku przy fontannie o 16." - brzmiała jego treść. Odpisałam jej dosyć zwięźle "OK. BĘDĘ". Przypuszczam ze musiała mi zrelacjonować swoja wczorajsza randkę.
W tym momencie usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się uchylają i wchodzi do nich moja mama.
- Co się dzieje Faye? -
- Nic. I tak jak Ci powiem to twoja odpowiedzią będzie drętwe "okej" i sobie wyjdziesz.
- Nie mów tak. Jak śmiesz? - zaczęła krzyczeć
-Bo to prawda.
- Zadzwonię do ojca i on Cie przytemperuje.
- Hm... A myślisz ze znajdzie czas na przyjechanie tutaj pomiędzy migdaleniem się z ta laska 5 lat ode mnie starsza.
Jej reakcja na to było zaczerwieniona twarz i wycofanie się z pokoju. Usłyszałam tylko trzask drzwi od jej pokoju, czyli dobrze mówiąc trafiłam w czuły punkt.
Dokończyłam robienie koka którego szczerze  nie zaczęłam i odrobiłam projekt domowy z historii.Z reszta prac domowych również nie miałam problemu. Zrobiłam sobie lassagne. .
Mimo ze miałam nieco mniej niż dwie godziny do spotkania z Choonie wyszłam wcześniej do parku i usiadłam na ławce przy fontannie.

LOGAN POV
W głowie ciągle miałem Jacoba słowa "Masz na załatwienie tego trzy dni. "Dlaczego zawsze ja muszę takie sprawy załatwiać.? .Nie wiedziałem co robię ale kiedy prawie oprzytomniałem , wjeżdżałem prawie do miasteczka tej dziewczyny.Nie mogłem jednak zawrócić bo podejrzewam ze benzyna by mi się skończyła a do najbliższej stacji mógłbym ponad mile. Zatankowałem. Jechałem zwalniając prędkość kiedy dostrzegłem ją idąca w jakimś  kierunku. Zaparkowałem na jednym z parkingów znajdujących się w pobliżu i zacząłem wędrować za nią, oddalony od niej w bezpiecznej odległości. Skręciła do parku idąc w jakieś ustronne miejsce za fontanną w rogu jego. Usiadła na ławce, a w mojej głowie zaczęła się wojna czy powinienem do niej podejść czy też nie, szczególnie po wczorajszym wieczorze. Wydawało mi się jakbym stał przez jakąś wieczność i po prostu się na nią gapił zamiast podejść, lecz w końcu wykonałem jeden krok a potem następne. Podszedłem dosyć blisko.
-Hej- odezwałem się starając się żeby mój ton głosu nie był ostry lecz przyjazny.
Ona drgnęła po czym podskoczyła jak oparzona.
-Czego ty znowu ode mnie chcesz? Nie masz kogo nękać?
-Nie. Musimy porozmawiać na spokojnie.
-O tym że mam oddać Ci mój motor?- powiedziała sarkastycznie.
-Mniej więcej, ale nie chce się z Tobą kłócić, a tym bardziej w miejscu publicznym.
-Więc czego chcesz.- powiedziała już spokojniejszym tonem.
- Muszę Cię poinformować o tym, że w Dallas grasuje gang, który jeździ identycznymi motorami jak twój i są niebezpieczni dla takich osób jak ty skoro do niego nie należysz...
-I co mam Ci oddać, bo do niego niby należysz?- przerwała mi.
-Nie! Powiem tak.. możesz sobie go zatrzymać ale musisz zafarbować tego smoka jak chcesz żyć.
-Więc mam się posłuchać gościa, który zjawia się w moim domu tak po prostu i rozkazuje mi co mam robić z pamiątką po moim bracie?- rzuciła zdenerwowana, choć jej się nie dziwiłem. Ta cała sytuacja mi się cholernie nie podobała, a szczególnie to że moja grupa z Jacobem za przewodnika karze mi odwalać calutką robotę.
-Nie chce tego mówić, ale tak.
Wydęła swoje usta i przestąpiła z nogi na nogę.
Nerwowo przeczesała palcami kosmyk swoich włosów.
-Daj mi święty spokój człowieku - rzuciła po kilku minutach i odwróciła się próbując iść jak najdalej ode mnie.
Złapałem ją w ostatniej chwili za nadgarstek.
-Zaczekaj!
Powiedziałem i szarpnąłem jej ręką tak że znalazła się bardzo blisko mnie. Poczułem jej oddech na sobie. Spojrzała mi w oczu. Widziałem w nich jakąś dzikość, połączoną z ogniem i wściekłość nie do opisanie. Nerwowo machnęła głową w tył odgartując w ten sposób kosmyk włosów, który jej się wysmyknął. Przeczuwałam że miała mi się już za kilka sekund próbować wyrwać lub zdzielić po twarzy ręką...
-.. Co tu się u licha dzieje?- odezwała się za nią nagle szczupła szatynka z lekko pofalowanymi włosami.
Odruchowo puściłem  nadgarstek Faye.
-I Faye kim on jest?

FAYE POV.
Już miałam ochotę go zdzielić w tą durną, choć nie wiem czemu piękną twarz, lecz uslyszałam głos Choonie za mną, a on puścił mój nadgarstek. Czułam w nim pulsujący, nie do zniesienia ból.
-I Faye kim on jest?- zapytała Choonie a w jej głosie wyczułam irytacje bo przecież mówiłyśmy sobie wszystko, lecz o wtorkowym i wczorajszym zdarzeniu nie zdążyłam wspomnieć.
Próbowałam coś z siebie wykrztusić, lecz w tym momencie odezwał się Logan.
-Jestem jej chłopakiem. Nie wspominała Ci moja kochana Faye o tym.- powiedział po czym objął mnie ramieniem. W mojej głowie pojawiła się jeszcze większa irytacja i zdwojona chęć przyłożenia mu.
Spojrzałam na moją najlepszą przyjaciółkę, która stała kompletnie zaskoczona jego słowami. Patrzyła na mnie z jakimś dziwnym blaskiem w oczach i okropną furią. Widziałam jak wzieła głęboki oddech.
-Myślałam, że mówimy sobie o wszystkim! A ty mi nie mówisz że masz chłopaka za to ja Ci sie ze wszystkiego zwierzam!- zaczęła krzyczeć jak wariatka.
-Posłuchaj..-zaczęłam
-Nie.. Nie będę Cię teraz słuchała bo nie mam na to największej ochoty kłamczucho i zostań sobie ze swoim chłopakiem i możecie się migdalić.- rzuciła wściekła po czym ruszyła prawie biegiem w inną stronę parku.
Spojrzałam z furią na  Logana, którego jednak ta sytuacja bardziej rozbawiła.
-Tyyyyyyyyyy....- wycedziłam przez zęby...

_____________________________________________________________________________________________
Rozdział dosyć krótki bo pisany w poprzednią niedzielę i piątek tylko i wyłącznie w samolocie na telefonie  i dzisiaj tylko poprawiłam ortografię.
Przepraszam was bardzo. Kolejny będzie kontynuacja tego i będzie o wiele dłuższy i pojawi się już w tym tygodniu.
Mam nadzieje, że wam się spodobał choć minimalnie i chcecie kolejny.
Liczę na komentarze ;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

CHAPTER III

Logan POV
Przebudziłem się słysząc silniejszy powiew wiatru za oknem, spojrzałem na zegarek, który wskazywał 5.22. Westchnąłem myśląc o wczorajszym wieczorze i moim bezsensownym impulsywnym zachowaniu. To nie miało sensu bo wiedziałem i tak ze nic nie wskóram a mimo tego pojechałem do tej dziewczyny. Nie spodziewałem się, że może być ona tak uparta i odważna. Jednak mogłem stwierdzić, że jej brązowo-migdałowe oczy były z pewną nutą intrygi, która chciałem poznać. Nie mogłem sobie na to jednak pozwolić. Potrząsnąłem głową i wstałem z łóżka, ubierając się w moją ukochana parę przetartych już trochę jeansów, podkoszulek a na wierzch zarzucając skórzaną kurtkę.
   Poszedłem do kuchni zjadając jedno jabłko a dwa zabierając ze sobą. Wziąłem swój telefon i wybrałem numer Ryana. Odebrał po czterech sygnałach.
-Czy Ciebie już całkiem pogięło by dzwonić przed szóstą- wydarł się na mnie.
-Chciałem Cię tylko przeprosić za moje wczorajsze słowa.
-Dobra jasne-odparł nieco pogodniej- a teraz pozwól, że się z powrotem położę.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, a się rozłączył.
 Długo się nie zastanawiając poszedłem po kluczyki od motoru. Przechodząc przez hall gdzie leżał mój alaskan malamute, który na mój widok wesoło zamerdał ogonem, więc musiałem go pogłaskać. Poszedłem do garażu i wyjechałem swoim srebrzystym harleyem. Postanowiłem się wybrać na przejażdżkę. Trwała ona prawie 3 godziny, póki nie musiałem zatankować. Następnie pojechałem do domu Jacoba,  którego zastałem sprawdzającego swoją skrzynkę na listy uzbierane podczas tygodnia.
-Witaj- odparł jak zwykle lodowato kiedy zaparkowałem na jego podjeździe.
-Hej- rzuciłem luźno.
Gestem ręki wskazał drzwi wejściowe do domu dając znak, żebym wszedł. Zrobiłem to i  od razu poszedłem do salonu rzucając się na skórzaną kanapę, jedną z trzech których miał. Jacob usiadł na fotelu, a jego twarz nie wyrażała żadnej emocji.
-Przyjechałeś w jakimś konkretnym celu>- zapytał po  kilkunastominutowym milczeniu.
-I tak i nie.
-No to słucham- rzucił od niechcenia
-No więc pamiętasz tą dziewczynę na harleyu ze smokiem na nim po boku?
Jego odpowiedzią na moje pytanie było miarowe skinięcie głową.
-... więc z Ryanem spisaliśmy jej numery  rejestracyjne...
-wiem.. widziałam to..-przerwał mi.
-No tak. I razem z nim za pomocą tego numeru  odnaleźliśmy jej adres.
-Byłem przy tym- znowu przerwał mi odburkując.
- I pojechaliśmy do niej wczoraj wieczorem- kontynuowałem, czekając na jego wybuch  złości.
-Co zrobiliście- wydarł się nam nie- Henderson ty przygłupie.
Podniósł się wściekły z fotela a jego każdy mięsień ciała napiął się tak jakby był gotowy do ataku. Na szczęście jego bron leżała na komodzie za fotelem bo mogłaby mu wypaść z płytkiej kieszeni i wystrzelić któregoś z nas jeszcze w nogę. Przyglądałem się bacznie. Po kilku minutach odzyskał panowanie nad sobą. Usiadł z powrotem w fotelu.
-Opowiadaj...-wycedził do mnie przez zęby.
Wziąłem głęboki oddech, a następnie z głębi mnie same polały się słowa o wczorajszym moim nieco szczeniackim postępku. Kiedy skończyłem jego twarz była biała i  z mimiki twarzy nie potrafiłem nic odczytać. Mrugnął po chwili oczami.
-Narobiłeś niezłego bagna, które będzie teraz trzeba odkręcić. Musimy coś zrobić, żeby tej dziewczynie przez Ciebie nie wpadło jednak się tutaj kręcić bo ONI zrobią z nią porządek.
-Tak wiem - odparłem ze skruchą.
-Także musimy zrobić mini zebranie.
-Mini?
-Wezwiemy tylko najbardziej potrzebne osoby, czyli Daisy, Cole`a i Ryan`a bo on jest wtajemniczony przez Ciebie.
-Ale kiedy?- zapytałem lekko pogubiony.
-W południe. Trzeba kuć póki gorące.
-Co do tego czasu będziemy robić?
-Ty będziesz wymierzał sobie karę oglądając ze mną Zmierzch- powiedział rozbawiony z lekkim uśmiechem tak rzadkim u niego.
-Bez jaj - odparłem bo nienawidziłem takich drętwych filmów, ani historii o wampirach.
-Mówię serio.- powiedział podchodząc do jego ogromnej kolekcji filmów i rzucił do mnie dwa filmy z tej sagi z szerokim fałszywym uśmiechem.- Miłego oglądania.
Włączył swoje kino domowe i włączył pierwszą część. Zabronił mi się odzywać podczas tego dennego dla mnie filmu. Jacob uwielbiał wymierzać nam kary w sposób dla niego normalny. Jak nie lubiliśmy,czyli ja i reszta gangu  jakiegoś filmu to kupował go i kazał oglądać nam go w skupieniu mimo tego, że nam coś się w środku wykręcało i mieliśmy ochotę rzygnąć.
Mimo tego traktował mnie jak i resztę jak swoją rodzinę  bo wiem, że z  prawdziwą nie chciał utrzymywać kontaktu. Był on dosyć tajemniczy, ale z rzeczy o których o nim wiedziałem było że do 15 roku życia mieszkał w Sydney ze swoją rodziną, a następnie za zarobione pieniądze przeniósł się do Stanów i zamieszkał początkowo w Nowym Yorku a później przeniósł się tutaj. Pracował w warsztacie motoryzacyjnym i dalej pracuje, lecz teraz we własnym, w którym ja i Ryan czasami sobie dorabiamy. Poznałem go trochę ponad dwa lata temu kiedy  rozpoczął swój własny biznes. Wkrótce po tym poznałem jego najlepszego kumpla Cole`a i kilka innych osób. Potem każdy z nas kupił sobie motor i utworzyło się coś w stylu gangu, choć tak tego nie nazywaliśmy.
   W Dallas było kilka gangów- jedne łagodne, drugie budzące strach i szacunek ale łagodne w części a jeszcze inne strach i nikt nie chciał spotkać ich członków.Najgorszym z nich był ten, w którym członkowie poruszali się czarnymi harleyami, a z jednego boku znajdował się czerwono-krwisty smok. Takim właśnie poruszała się także ta dziewczyna Faye. Była pewnie tego nie świadoma, jak i jej rodzice, że ten brat należał właśnie tam i nie zginął przypadkowo.
Członkowie tego gangu byli dosyć twardymi osobami i mieli zasady. Podobno każdy musiał tam przejść okres próbny podczas, którego dostawali motor ale nie mogli nim jeździć poza "misjami:". Często zdarzało się, ze jeden z trzech braci prowadzących ten gang nabijał któregoś z "piskląt" w bambuko sprawdzając czy złamie zasadę i jak to robili to zostawali zabijani  przepadając w dziwnych warunkach  czy zabijali ich. Podejrzewam, że również tak zrobili z tym chłopakiem, który dał się złapać w sidła. Jednak nie byłem tego taki pewny.
Rozmyślając nie zauważyłem, że Jacob poinformował resztę osób o tym mini zebraniu. Przyglądał mi się chyba.
Dostałem od niego dosyć mocno w brzuch aż jęknąłem.
-Kurwa Henderson miałeś oglądać a nie myśleć.
-yhhh.. przepraszam.
-Dobra i tak za 10 minut tu reszta będzie, więc koniec twojego seansiku, do którego kiedyś wrócimy.
Odłączył kino domowe i odłożył film.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Pierwsza dotarła Daisy, która mieszkała cztery domy dalej.
-Hej chłopaki -rzuciła na powitanie
Daisy była średniego wzrostu, długowłosą  blondynką o brązowych oczach, która była córka cholernie bogatego biznesmena, zmieniającego sobie partnerkę mniej więcej co ponad pół roku, gdyż matka jej zmarła gdy miała ona trzy lata. Nie była ona jednak nabuzowaną (przynajmniej dla nas) bogaczką, która dba tylko o swój wygląd i uważa się za księżniczkę i pępek świata. Traktowała nas jak braci, a szczególnie Ryan`a , z którym podejrzewam gdyby mogła to by każdy dzień spędzała. To ona zresztą fundowała nam sprzęty w naszej paczce. Usiadła na kanapie.
Zaraz jak to zrobiła rozległ ponowie dzwonek do drzwi. Tym razem był to Ryan i Cole, któremu chyba mój najlepszy przyjaciel wszystko albo chociaż część wypaplał sądząc po jego minie.
Wszyscy zasiedliśmy u Jacoba w salonie i musiałem jeszcze raz opowiedzieć o wczorajszym moim postępku.
Kiedy skończyłem Daisy wybuchnęła śmiechem
-Typowy facet- odezwała się- wy zawsze robicie a później myślicie, przynajmniej większość.
-Tylko że nas częściowo udupił jakbyś nie zauważyła.- rzucił Cole
-Może i tak ale się wywiniemy...
wtedy zaczęła się między nimi sprzeczka,lecz nie mogłem wyłapać prawie nic z ich mowy bo darli się naraz
-Zamknąć się!- wydarł się w końcu  Jacob i zapanowała cisza.
-Czyli co mamy robić?- odparł Cole.
-Musimy włamać się jej do komputera i pilnować jej.- rzucił Jacob
-Nie ma problemu. Jaki jest jej adres?- rzekł nasz spec od hackerstwa Cole.
-Jest spoza Dallas. - odezwał się Ryan, który dotąd siedział tylko rozglądając się po pomieszczeniu.
-Co od cholery?- rozgniewał się.
-To co słyszysz!
-Czyli kurna jak mam to zrobić. Musielibyście jej sie chyba do domu włamać żeby wpiąć pendriva z hack`em i chwile przetrzymać aby sie zainstalował bo innej opcji nie ma.
-Da się załatwić- odezwał się po chwili milczenia Jacob.

W tym momencie wszystkich zebranych wzrok spoczął na mojej osobie.
-Nawet nie myślcie, ze tam znowu wrócę.- odburknąłem
-Jedziesz tam i bez dyskusji. Masz na załatwienie sprawy trzy dni.- rzucił Jacob.

Wkurzyłem się i podniosłem z kanapy nawet nie zauważyłem przez to jak wyszedłem z domu Jacoba, choć podejrzewam, że trzasnąłem drzwiami bo następne co pamiętam po jego wypowiedzi to że jechałem swoim harleyem mocno rozpędzony przez skraje Dallas mijając lotnisko...

_______________________________________
Czy Logan zrobi to co Jacob mu kazał i pojedzie ponownie do domu Faye?
Czy ONI go może uprzedzą?
To już w kolejnym rozdziale wkrótce.

Dodałam dwie nowe postaci do zakładki bohaterowie.
Komentujcie bo to mi daje nadzieje, że wam się podoba moja praca.

środa, 7 sierpnia 2013

CHAPTER II

Rozdziały bedą pojawiać się nie regularnie ponieważ jestem dosyć zapracowana

Faye POV
Poczułam jak promienie słoneczne wlewają się do mojego pokoju przez okno pomimo zasłon, więc nic nie mogąc poradzić otworzyłam oczy, leżąc chwilę na łóżku. Wreszcie wstawiając poczłapałam do łazienki i umyłam zęby. Założyłam na siebie rybaczki przed kolana i czarną bluzkę na ramiączkach. Niedbale związałam włosy w kucyk, który był lekko przekrzywiony na lewą stronę i opadał mi na to właśnie ramię. Poszłam do kuchni gdzie akurat moja mama robiła tosty
-Cześć mamo.
-Cześć Słoneczko. Jakieś plany na dziś?- zapytała mnie.
-Hmmm.... Podejrzewam, że jogging, a później pójdę do pani Darcy pójść na spacer z Dingo- Odpowiedziałam
Dingo był psem rasy pinczer miniaturka, a jego właścicielka była w podeszłym wieku która nie mogła wychodzić za często z nim na spacery, więc często się nim zajmowałam z racji kochania psów, lecz żadnego nigdy nie miałam.
-A zapewne wieczorem wpadnie Choonie na seans filmowy?
-Nie. Dzisiaj ma 2 godziny korków z ekonomii i randkę z jakimś chłopakiem.- odpowiedziałam grzecznie, choć w mojej głowie pojawiło się lekkie uczucie zazdrości- ale za to spędzimy go we dwie.
-Właściwie to nie, bo zapomniałam Ci wcześniej powiedzieć, że zamieniłam się ze znajomą na dyżur. Przykro mi kochanie.
Westchnęłam cicho.
-Rozumiem mamo. Dam radę sobie sama.
Zapanowała cisza. Mama od momentu rozwodu popadła w wir pracy i jako chirurg ogólny pracowała prawie non stop. W domu bywała coraz rzadziej i często brała trzy zmiany pod rząd. Nie była tą samą kobietą co do niedawna- mimo tego, że była silna to jej stan fizyczny się zmienił- schudła, jej twarz stała się pociągła i nabrała ostrzejszych rys  twarzy a ubrania, które odkąd pamiętam nosiła dopasowane, stały się  bardzo obszerne. Zachowywała się jak zaprogramowany robot, który wykonywał codziennie te same czynności bez uczuć.
Rozmowy z nią które kiedyś były długie i interesujące stały się krótkie, bez wyrazu i kończące się w dziwnych momentach. Postanowiłam milczeć patrząc jak je  swoją jajecznicę z bekonem.
Posmarowałam swojego tosta dżemem truskawkowym. Ugryzłam go a dźwięk chrupnięcia rozszedł się po całym pomieszczeniu z powodu ciszy, sprawiając że istnieje tutaj życie. Kolejne trzy zjadłam i popiłam sokiem pomarańczowym, śledzą wzrokiem mamę, która akurat wychodziła z kuchni zapewne wędrując do swojego pokoju poczytać jakąś książkę związaną z  polityką albo też jakiś medyczny artykuł.
    Poszłam do swojego pokoju gdzie z komody wyciągnęłam swoje za kolana spodnie Nike do joggingu i luźniejszą bokserkę. Przebrałam się w nie, zeszłam ma dół po drodze zakładając sportowe buty i wyszłam biegać. Kierowałam się ulicą w stronę parku mając wrażenie, że ktoś mnie non stop śledzi. Rozglądałam się biegnąć powoli lecz nie dostrzegłam nic podejrzanego. Kontynuowałam dalej biegnąc przez wąwóz, który dopiero wracał do życia po zimie, gdyż była dopiero wczesna wiosna. Oczywiście śniegu nie było ale trawa częściowo pożółkła a teraz za zieleniała się a gdzieniegdzie pojawiały się różne leśne kwiaty. Zawróciłam koło potoku biegnąc wzdłuż niego do mostku i wróciłam do domu. Wzięłam na szybko prysznic i wysuszyłam włosy. Przebrałam siew tunikę w kwiaty a do tego błyszczące, czarne leginsy  i poszłam do pani Darcy.
   Otworzyła mi drzwi uśmiechając się serdecznie. Zaraz za nią zauważyłam jak jej pies pędzi uradowany do mnie kręcąc swoim krótkim, ale uroczym ogonkiem. Jego właścicielka była starszą panią, która była dość bogata i rozpieszczała go bardziej od swoich wnuków, rzadko do niej przyjeżdżających.  Porozmawiałyśmy chwilę, a następnie poszłam z Dingo na spacer mając zrobić po drodze drobne zakupy. Szłam chodnikiem a on obok mnie, lecz ciągle czułam czyiś wzrok na sobie. Powoli się odwróciłam lecz nikt ze mną nie szedł. Włożyłam pinczera miniaturkę w torbę od Chanel, która była przeznaczona dla psów, dostałam ją od jego właścicielki.Zrobiłam zakupy w mini markecie trzymając psa w torbie. Następnie wróciłam do pani Darcy i zostałam u niej przez godzinę, pomagając w robieniu ciasta.
Kiedy wróciłam do domu i zjadłam późny obiad natchnęłam się na mamę, która wychodziła już do pracy.
-Do zobaczenia kochanie. Miłego seansu filmowego.-powiedziała do mnie.
-Do zobaczenia..-zanim skończyłam mówić już wyszła.
    Przygotowałam sobie popcorn i tortille na kolacje. Właśnie zaczęłam przeglądać kolekcje filmów kiedy do drzwi ktoś zadzwonił. Zastanowiłam się czy to przypadkiem nie Choonie bo być może jej randka spaliła na panierce. Poprawiłam bluzkę, która dziwnie mi się podwinęła i podeszłam do drzwi. Po raz drugi zabrzmiał dzwonek kiedy je otwierałam. Zobaczyłam czarną męską sylwetkę, która natychmiast znalazła się obok mnie zamiast za progiem drzwi. Był to szatyn i był nim... sama nie mogłam uwierzyć, że to ten chłopak, który kilka dni temu stał przy moim motorze. Był to Logan.
-Witaj- powiedział dosyć irytującym głosem.
-Em.. hej- odpowiedziałam zmieszana - ładnie to tak się wpraszać do czyjegoś domu? Wszystkim tak robisz?- dodałam po chwili
-Prawie-odparł szorstko, idąc w stronę kuchni, jakby znał ten dom.
-Pozwoliłam Ci dalej wchodzić?- rzuciłam zirytowana faktem, że najpierw wchodzi bez pozwolenia, a później chodzi po domu jakby był jego.
-Powiedźmy, że tak.
-Co proszę?
-Nie przyszedłem tutaj Maleńka na byle jakie pogaduszki. Chce abyś oddała mi swój motor.
Zaskoczył mnie tym czego zażądał co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało.
-Chyba sobie kpisz?-wycedziłam przez zęby.
-Masz mi go oddać i koniec.
-Nie! Wiesz czego ty ode mnie w ogóle chcesz? Zresztą jak mnie znalazłeś?
- Przez adres rejestracyjny kochaniutka...
przeklęłam w głowie"No tak nie pomyślałam" powiedziałam sama do siebie w myślach.
-... chce twój motor bo jeszcze przez niego stanie Ci się krzywda.
 -Niby jaka?
-Nie chcesz wiedzieć.Zreszta lepiej żebyś oddała mi go niż żeby Jacob bo niego przyszedł. - powiedział wkładając sobie ręce do kieszeni spodni.
Zmarszczyłam czoło bue wiedząc o czym mówi.
-Kim jest do cholery Jacob?
-Moim szefem i tym facetem na którego się gapiłaś kilka dni temu. Ten w białym t-shircie z bronią.
Oh...-westchnęłam.
-Także chyba mi go oddasz.
-Powiedziałam już że nie- krzyknełam.
-Lepiej zrób tak jak Ci karzę- krzyknął ostrym tonem.
-I co ja powiem niby jak Ci go oddam mojej matce?
-A to już twoj interes.
-Nie!!!!!- dalej krzyczałam
-Oddawaj.- też krzyczał.
W tym momencie usłyszałam jak ktoś wchodzi przez frontowe drzwi. Pomyślałam, że to mama, lecz to był Ryan, kumpel Logana.
-Ej przestańcie się tak drzeć bo ludzie którzy przechodzą obok się patrzą przerażeni tutaj.
-Powiedź to swojemu kumplowi- powiedziałam
-Logan opanuj się, nic nie osiągniesz dzisiaj, daj dziewczynie pomyśleć- powiedział z uśmiechem Ryan
Logan coś wybełkotał tylko
-Idziemy już stąd i przepraszam za niego że tak sie zachował- dodał Ryan wyprowadzając Logana z domu.
Zamknęłam za nimi drzwi z trzaskiem próbując  ulożyć wszystko co przed chwilą się wydarzyło.

LOGAN POV:
Kiedy ta cała Faye zatrzasnęła drzwi za nami, wyrwałem swoje ramię z rąk Ryana.
-Kurwa oszalałeś? Byłem tak blisko już otrzymania tego harleya.- warknąłem do niego.
-Nie dostałbyś go tak łatwo więc nie łudź się,.
-Zamknij się. Wiem lepiej od Ciebie. Poza tym to jest dziewczyna i jak ona może nim jeździć?
-Gadasz jakbyś nie wierzył w równouprawnienie- powiedział patrząc się na mnie i durnie szczerząc.
-Może i nie wierze, a może próbuje jej uratować tyłek.
-Próbujesz jej uratować tyłek, czy może Ci się spodobała?- zaśmiał sie co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało.
-Nie. Mam przecież z kim się spotykać a ona wygląda na jakąś  dziwną laskę.
-Taa już Ci uwierzę. Zresztą wiesz, że jakby Jacob się dowiedział o tej  wizycie to by się wściekł?
-Nie boje się jego. On i tak zawsze ma o byle co pretensje.
-A ty robisz mu na przekór ale i tak Cię najbardziej uwielbia.
-Bo jakbyś nie był przygłupkiem non stop cieszącym sie z byle powodu to może Ciebie by lubiał bardziej.- rzuciłem zirytowany choć wiedziałem że ma racje.
- Oj zamknij się- rzucił wkurzony po czym założył swój kask na głowę i odpalił swojego ścigacza zostawiając mnie w tyle.
    Założyłem kask, próbując przestać być wściekłym. Odpaliłem motor i wszystkie moje emocje odpłynęły jakby je ktoś ze mnie wypłukał a została tylko moja motocyklowa pasja, adrenalina i prędkość której teraz potrzebowałem. Wcisnąłem pedał gazu i odjechałem z pod tej dziewczyny domu kierując się do Dallas, a wszystko wokół było tylko jedną wielka plamą, a ja władcą prędkości.

środa, 31 lipca 2013

CHAPTER 1

Wszystkie wyjaśnienia oznaczane będą gwiazdkami w rozdziale a pod koniec wyjaśniane ;D

FAYE POV*
No i znowu ten nie znośny dźwięk budzika, który wyłączam po omacku i położyłam się na plecach, starając się by moje powieki nie zamknęły się z powrotem.
Nienawidziłam poranków, szczególnie tych w dniach szkolnych, lecz trzeba było wstać. Podniosłam się z łóżka i pierwsze co zrobiłam  to powędrowałam do kuchni przygotowując w ekspresie kawę. Wyciągnęłam z szafki płatki śniadaniowe z ptasim mleczkiem**wsypując je do miski i zalewając mlekiem. Powędrowałam do łazienki wykonując poranne czynności, a następnie przeszłam do pokoju po swój ohydny granatowo-kremowy szkolny mundurek, który zakładaliśmy tylko na uroczyste okazje, gdyż mogliśmy się ubierać dowolnie ale nie przesadnie. Dzisiejszą okazją był bal wiosenny związany z najbliższymi egzaminami ostatniego roku szkoły średniej. Na bal się nie wybierałam lecz z moją przyjaciółką Choonie jechałyśmy na drobne zakupy. Spojrzałam na okno na drzewo, które niecałe półtora tygodnia temu spłonęło lecz nie skupiłam na nim długo wzroku, kierując oczy na lusterko. Zwinnie upięłam włosy w kok i umalowałam delikatnie tuszem rzęsy. Zeszłam do kuchni i zjadłam swoje przesiąknięte już mlekiem płatki oraz wypiłam kawę. Usłyszałam  że za oknem zatrąbiła w samochodzie Choonie, więc pobiegłam po torebkę i w biegu założyłam sandałki od Miu Miu. Wsiadłam do samochodu, gdzie widziałam jak moja przyjaciółka bawiła sie swoją szczęśliwą bransoletką.
-Hej- zawołała dając mi a ja jej przyjacielskiego buziaka w policzek na powitanie.- szybka jesteś.
-Hej. Tak wiem
    Przez drogę rozmawiałyśmy co działo się wczoraj po powrocie ze szkoły u nas w domu i co robiłyśmy, gdyż wczoraj był poniedziałek. Za niecałe 10 minut byłyśmy już w szkole i poszłyśmy na lekcje, które szybko zleciały bo było ich tylko trzy, a następnie był apel. Wyszłyśmy z niego w połowie jego trwania i pojechałyśmy się przebrać.
       O godzinie 14 wyjechałam swoim harleyem po Choonie, którą odebrałam ulicę od mojego domu. Pojechałyśmy prosto do centrum handlowego aby mogła sobie zamówić potrzebne jej  do malowania farby i konserwatory, które w naszym małym miasteczku nie były dostępne.
Kiedy złożyła zamówienie, postanowiłyśmy wracać, lecz musiałyśmy coś zjeść bo ani ja ani ona nie jadłyśmy obiadu obydwie z lenistwa. Wybrałyśmy się więc w drodze powrotnej z obrzeży Dallas do knajpy o nazwie " Blue Startruck" znajdującej się w połowie drogi powrotnej.
Jedli w niej głównie ludzie wracający z pracy lub podróżni obojętnie w która stronę i z jakim celem. Zamówiłyśmy obydwie sałatki śródziemnomorskie bo  tylko te wydawały się nam zjadliwe oraz po kawie latte. Nasza konsumpcja upływała miło na rozmowie na temat ciuchów i ostatnich dziełach Choonie (głównie obrazach). 
 Kiedy skończyłyśmy jeść ustaliłyśmy, że pójdę odpalić motor a ona zapłaci. W drodze do motoru zobaczyłam dwóch na oko dojrzałych chłopców stojących przy nim i przyglądającym mu się z każdej strony. Obydwaj byli szatynami, do których miałam zresztą słabość, ubrani w ciemne jeansy i kurtki skórzane, jeden w zapinaną na zatrzaski a drugi na zamek po prawej stronie klatki piersiowej.
   Podeszłam do nich.
-Coś nie tak w moim motorze- wyrzuciłam z siebie.
Obaj podnieśli głowy i jak się nie myliłam obaj mieli piękne kolory oczu. Jeden ciemno, głęboko brązowe a drugi szaro-migdałowo- brązowe.
-Tak tylko patrzymy- odparł jeden z nich, ten o ciemniejszych oczach.
-Okej- powiedziałam nie bardzo wiedząc co mu odpowiedzieć.
-Wybacz spodziewaliśmy się jakiegoś faceta jako właściciela tego harleya, bez urazy- powiedział drugi z uśmiechem na twarzy.- a tak przy okazji jestem Ryan a to jest Logan- wskazał na swojego kolegę, którego twarz wydawała się obojętna choć dla mnie bardzo pociągająca.
-Jestem Faye.
Logan przechylił lekko na bok głowę i delikatnie uśmiechnął.
-Interesujące imię- powiedział w dosyć tajemniczy sposób- i musimy już zresztą iść, ale nie martw się spotkasz nas jeszcze na pewno.
Mówiąc to dosyć zagadkowo a przy tym intrygująco pociągnął Ryana za kurtkę i powędrowali do knajpy, z której właśnie wychodziła Choonie. Mój wzrok jednak spoczął na facecie stojącym koło starego cadilaca. Był wysokim blondynem, miał tatuaże na rękach, a ubrany był w szary podkoszulek i ciemne podarte jeansy. Na nogach miał glany a z kieszeni spodni wystawał mu walter***. Zastanawiało mnie dlaczego go nie ukrył w biały dzień. Patrzył się na mnie swoim lodowatym, bez wyrazu  wzrokiem. 
-Jedziemy?- zapytała swoim dźwięcznym głosem Choonie wyrywając mnie z odrętwienia.
-Tak- odpowiedziałam po czym obie założyłyśmy kaski, wsiadając na motor i ruszając w stronę domu. 
Odwiozłam moją przyjaciółkę i zaparkowałam w moim garażu motor w miejscu, gdzie niedawno stał mini van mojego ojca. Wzięłam relaksującą kąpiel zastanawiając się o co chodziło temu całemu Loganowi i czemu dziwnie na mnie patrzył ten facet z bronią wystającą z kieszeni. Sprawdziłam skrzynkę mailową i poinformowałam mamę sms`em, że jestem już w domu, gdyż miała dzisiaj akurat nocną zmianę.
Następnie ułożyłam się wygodnie na łóżku, założyłam słuchawki włączając kawałek Evanescene- Going Under. Zamknęłam powieki słuchając piosenki lecz już przy drugiej zwrotce zmorzył mnie głeboki sen


Wyjaśnienia
*POV- skrót od Point of View czyli punkt widzenia 
**- Płatki śniadaniowe z ptasim mleckziem- typowe płatki śniadaniowe spożywane np. w Ameryce. Nie ma ich w polsce
*** Walter- niemiecki pistolet samopowtarzalny, produkowany  na licencji w Polsce.

sobota, 27 lipca 2013

PROLOG

Przebudziła się nagle słysząc jak grube krople deszczu gwałtownie zaczęły uderzać o okno. Spojrzała na nie odsuwając kołdrę która zaszeleściła cicho, podeszła do niego i usiadła w jego wnęce. Przez krótką chwilę przyglądała się wyłącznie kroplom wody spływającym po szybie. Dopiero później spojrzała dalej na ogromne drzewo znajdujące się  prawie kilometr od jej domu na łące. Uważała że to właśnie drzewo symbolizuje jej rodzinę. Kiedyś miało ono piękne brzoskwiniowo-  różowe kwiaty, które zrywała mając cztery lata razem z tatą, który trzymał ją na ramionach i zanosiła je swojej mamie.Niedługo po tym jej starszy brat Alex miał wypadek na swoim harleyu i zmarł a drzewo kwitnąć.Długo się nie mogła po tym pozbierać ale kazała zachować rodzicom jego motor, na którym nauczyła się jeździć i z niego często korzysta. Trochę jak rok wcześniej  dowiedziała się, że jej rodzice się rozwodzą a drzewo uschło i zostały z niego tylko suche gałęzie, na których często przesiadują czarne jak węgiel kruki.
     Zobaczyła na horyzoncie jak piorun, którego linie rozchodziły się w trzy gałęzie a grzmot był dosyć głośny. Stwierdzając że nie zaśnie bo burza była za  głośna i zbyt blisko jej domu, więc postanowiła że popatrzy na nią przez okno. Krople deszczu zaczynały być coraz grubsze i uderzały coraz mocniej o ziemie i szyby tworząc fascynujący dla niej dźwięk, w który wsłuchiwała się wpatrując w drzewo. Nagle uderzył w nie piorun a dźwięk grzmotu  był o trzy punkty w skali wyższy niż poprzedni.Zobaczyła jak całe ono staje w wielkich ognistoczerwonych płomieniach, które w krótkim momencie przygasły deszczem, którego krople były coraz bardziej mokre.
Wkrótce nie zostały z nich nic poza resztkami nie spalonego drewna, którego na szczęście zapach się nie rozchodził dzięki pogodzie. Dziewczyna wpatrując się w ten obraz swoimi migdałowo-brązowymi oczami, pomyślała, że właśnie się rozpoczął nowy rozdział w jej życiu. W jej głowie tworzyło się samoistnie słowa : "ten ogień pobudził we mnie coś co może zmienić wszystko i stać się moim nowym symbolem przewodnim życia. Zaczynam nowe życie. I tak wszystko zmienia się dzięki wodzie i ogniu..."

Wiem, że kiepski prolog ale najczęściej w książkach tego nie czytam xD